ZŁOWROGI ANTARES
Łzy ciekły jej po twarzy, gdy patrzyła w rozpościerający się przed sobą widok, nieprzebytej, mrocznej przestrzeni kosmicznej.
- Już ich nawet nie widać... - Myślała gorzko. Kolejna grupa uciekinierów opuściła Układ.
Ona nie miała zbyt wielu szans. Ewakuacja, kontynuowana od wielu już pokoleń, jej póki co, nie objęła. Inni okazywali się lepsi, bogatsi, czyściejsi genetycznie...
Warunki na planecie, na której kiedyś mieszkali ich przodkowie, obecnie były bardzo niestabilne.
Uciekli więc z jej powierzchni, już dawno temu.
Od kilkunastu pokoleń utrzymywali się na orbicie, w jej cieniu, chroniąc się przed promieniowaniem czerwonego nadolbrzyma. Super masywny kolos, o stosunkowo chłodnej obecnie powierzchni, był towarzyszem ich niepozornej, niebieskiej gwiazdki, która obecnie znajdowała się w stabilnym ciągu głównym.
- Marzyła o spacerze po plaży, chłodnej bryzie, falach delikatnie muskających stopy... - Znała to cudowne uczucie, bo kilka razy zdarzyło jej się zlecieć na planetę.
Ale już od dawna przebywanie na jej powierzchni, gdy potężny towarzysz ich gwiazdy głównej w każdej chwili może eksplodować jako supernowa, było bardzo ryzykowne.
Łzy ponownie zaczęły cieknąć po jej twarzy. Od dłuższej już chwili ich nie ocierała. Nie miało to sensu, bo za nimi napływały kolejne, i kolejne, i kolejne...
Cień planety, w razie wybuchu, był dla porozrzucanych na stacjach orbitalnych mieszkańców, jedyną osłoną. Dni ich Cywilizacji, już dawno temu, zostały policzone.
Ci nieliczni, uprzywilejowani, którym udało się wyrwać, i uciec, porozlatywali się w różnych kierunkach. Czasami zastanawiała się, czy aby na pewno to oni są tymi, wygranymi?
Jaki warunki napotkają na planetach, które postanowili zasiedlić?
Czy będą miały już jakichś mieszkańców? Co stanie się wtedy?
Czy będą musieli walczyć, czy zostaną przyjęci pokojowo?
Pytań i wątpliwości było tysiące. Jednak spora grupa decydowała się ryzykować, nie widząc żadnej nadziei, na przetrwanie ich Cywilizacji tutaj.
Ona, i jej podobni, bez większych szans na ucieczkę, lub zwyczajnie nie chcący nigdzie uciekać, mieli jednak nadzieję...
Część naukowców skłaniała się ku temu, iż niewielka, błękitna gwiazdka ciągu głównego, wokół której krąży ich planeta, przetrwa wybuch swojego potężnego towarzysza bez większego szwanku.
Martwili się jednak o swoją planetę. Czy będą mieli gdzie wracać?
Czy promieniowanie, które będzie emitowane przez nowo powstałą po wybuchu gwiazdę neutronową, nie uniemożliwi im życia na ich planecie?...
Oderwała się od szyby i postanowiła przejść cichym, ponurym korytarzem.
Warunki na stacji były znośne, choć trudno było je nazwać komfortowymi.
Jej to jednak nie przeszkadzało. Przywykła już. To jej dom, tu się urodziła. Tu wyszła za mąż. Tu się urodziły jej dzieci.
Szła powoli, z opuszczoną głową, głęboko zamyślona.
W końcu przystanęła przy kolejnym, niewielkim oknie.
Planeta znajdowała się obecnie w zewnętrznej strefie systemu.
Z okna rozpościerał się podobny do poprzedniego widok.
Nie obejmował on setek stacji orbitujących w cieniu malutkiej planety, czy krążącej dalej, ich niepozornej, niebieskiej gwiazdki czy... potężnego, czerwonego nadolbrzyma.
- Znów te łzy...
Mało kto sypiał spokojnie. Nie znano dnia ani godziny, kiedy to wszystko się zacznie. Zupełnie jak z wulkanami na ich planecie.
Wiedziano o nich bardzo dużo, monitorowano różne parametry z nimi związane, a i tak, sam moment eksplozji pozostawał nieprzewidywalny...
- Ludzie powinni żyć na planetach, które je zrodziły... - Myślała nie raz, spożywając jałowy w smaku posiłek w jadłodajni, wśród dziesiątek podobnie, jak ona, egzystujących tu ludzi.
- Przy spokojnych, życiodajnych gwiazdach... - Rozmarzyła się...
Wstępne szacunki nie były niestety zbyt optymistyczne.
Naukowcy formułowali różne teorie i hipotezy. Część uważała, iż schronienie może im przynieść, ukrywanie się po przeciwległej stronie ich rodzinnej planety.
Zresztą, obecnie nie mieli i tak innego wyjścia. Miała nadzieję, iż w najgorszym wypadku, będą zmuszeni nadal żyć w orbitujących wokół planety, stacjach kosmicznych.
Zdążyli przywyknąć już do życia w cieniu swojego, kiedyś życiodajnego globu.
Nadal odwiedzali go i korzystali z dobrodziejstw z nim związanych, takich jak choćby, eksploatacja zasobów naturalnych. Po eksplozji jednak, wszystko może ulec zmianie.
- Znów te łzy... - Pomyślała zniecierpliwiona. Jej dzieci nie powinny widzieć, że płacze. Wkrótce wyjdą ze szkoły. Wspólnie zjedzą coś w jadłodajni
i wspólnie udadzą się do swoich skromnych kajut.
- Mam wspaniałą wiadomość! - Jej mąż grzmiał od śluz kajuty. - Zakwalifikowaliśmy się! Polecimy tam cała rodziną!
Dzieci doskoczyły do niego i rzuciły mu się na szyję. Ona nie wiedziała, co odpowiedzieć.
Słowa ugrzęzły jej w gardle.
- To wspaniała szansa na przetrwanie dla nas! - Objął ją i przytulił mocno.
Płakała. Tym razem już nie zważając na dzieci, płakała otwarcie.
Około pięciuset lat świetlnych od nich odkryto niepozorną gwiazdkę ciągu głównego, którą obiegało kilka planet. Naukowcy zwrócili szczególną uwagę na trzecią planetę tego układu. Sprawiała wrażenie stabilnej i miała niewielki księżyc. To ona stanowi cel ich podróży.
Pożegnanie z pozostającymi na stacji przyjaciółmi, resztą rodziny, było smutne i, pomimo usilnych starań, bardzo przygnębiające.
- Kiedyś i wam się uda. Też polecicie... - Wzajemne pocieszanie nie przynosiło żadnej ulgi.
Wyglądała przez niewielkie okno ich nowego statku kosmicznego. Lecieli wśród dziesięciu tysięcy wybrańców. Była jedną z ostatnich nadal przytomnych osób na pokładzie. Jej rodzina została już dawno ulokowana na swoich miejscach. Mają przed sobą kilkaset lat, zanim dolecą do celu. Ponad 99 procent tego czasu przehibernują w specjalnych komorach.
Wkrótce zaśnie i ona.
A co będzie potem...?
Czy uda im się dolecieć...?
Co lub kto, będzie tam na nich czekać...?
- Znów te łzy... - Pomyślała zniecierpliwiona, pogrążając się w coraz głębszym śnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz