niedziela, 27 sierpnia 2017

ZŁOWROGI ANTARES

ZŁOWROGI ANTARES

Łzy ciekły jej po twarzy, gdy patrzyła w rozpościerający się przed sobą widok, nieprzebytej, mrocznej przestrzeni kosmicznej.
- Już ich nawet nie widać... - Myślała gorzko. Kolejna grupa uciekinierów opuściła Układ.
Ona nie miała zbyt wielu szans. Ewakuacja, kontynuowana od wielu już pokoleń, jej póki co, nie objęła. Inni okazywali się lepsi, bogatsi, czyściejsi genetycznie...
Warunki na planecie, na której kiedyś mieszkali ich przodkowie, obecnie były bardzo niestabilne.
Uciekli więc z jej powierzchni, już dawno temu.
Od kilkunastu pokoleń utrzymywali się na orbicie, w jej cieniu, chroniąc się przed promieniowaniem czerwonego nadolbrzyma. Super masywny kolos, o stosunkowo chłodnej obecnie powierzchni, był towarzyszem ich niepozornej, niebieskiej gwiazdki, która obecnie znajdowała się w stabilnym ciągu głównym.

- Marzyła o spacerze po plaży, chłodnej bryzie, falach delikatnie muskających stopy... - Znała to cudowne uczucie, bo kilka razy zdarzyło jej się zlecieć na planetę.
Ale już od dawna przebywanie na jej powierzchni, gdy potężny towarzysz ich gwiazdy głównej w każdej chwili może eksplodować jako supernowa, było bardzo ryzykowne.
Łzy ponownie zaczęły cieknąć po jej twarzy. Od dłuższej już chwili ich nie ocierała. Nie miało to sensu, bo za nimi napływały kolejne, i kolejne, i kolejne...

Cień planety, w razie wybuchu, był dla porozrzucanych na stacjach orbitalnych mieszkańców, jedyną osłoną. Dni ich Cywilizacji, już dawno temu, zostały policzone.
Ci nieliczni, uprzywilejowani, którym udało się wyrwać, i uciec, porozlatywali się w różnych kierunkach. Czasami zastanawiała się, czy aby na pewno to oni są tymi, wygranymi?
Jaki warunki napotkają na planetach, które postanowili zasiedlić?
Czy będą miały już jakichś mieszkańców? Co stanie się wtedy?
Czy będą musieli walczyć, czy zostaną przyjęci pokojowo?
Pytań i wątpliwości było tysiące. Jednak spora grupa decydowała się ryzykować, nie widząc żadnej nadziei, na przetrwanie ich Cywilizacji tutaj.

Ona, i jej podobni, bez większych szans na ucieczkę, lub zwyczajnie nie chcący nigdzie uciekać, mieli jednak nadzieję...
Część naukowców skłaniała się ku temu, iż niewielka, błękitna gwiazdka ciągu głównego, wokół której krąży ich planeta, przetrwa wybuch swojego potężnego towarzysza bez większego szwanku.
Martwili się jednak o swoją planetę. Czy będą mieli gdzie wracać?
Czy promieniowanie, które będzie emitowane przez nowo powstałą po wybuchu gwiazdę neutronową, nie uniemożliwi im życia na ich planecie?...

Oderwała się od szyby i postanowiła przejść cichym, ponurym korytarzem.
Warunki na stacji były znośne, choć trudno było je nazwać komfortowymi.
Jej to jednak nie przeszkadzało. Przywykła już. To jej dom, tu się urodziła. Tu wyszła za mąż. Tu się urodziły jej dzieci.

Szła powoli, z opuszczoną głową, głęboko zamyślona.
W końcu przystanęła przy kolejnym, niewielkim oknie.
Planeta znajdowała się obecnie w zewnętrznej strefie systemu.
Z okna rozpościerał się podobny do poprzedniego widok.
Nie obejmował on setek stacji orbitujących w cieniu malutkiej planety, czy krążącej dalej, ich niepozornej, niebieskiej gwiazdki czy... potężnego, czerwonego nadolbrzyma.
- Znów te łzy...
Mało kto sypiał spokojnie. Nie znano dnia ani godziny, kiedy to wszystko się zacznie. Zupełnie jak z wulkanami na ich planecie.
Wiedziano o nich bardzo dużo, monitorowano różne parametry z nimi związane, a i tak, sam moment eksplozji pozostawał nieprzewidywalny...

- Ludzie powinni żyć na planetach, które je zrodziły... - Myślała nie raz, spożywając jałowy w smaku posiłek w jadłodajni, wśród dziesiątek podobnie, jak ona, egzystujących tu ludzi.
- Przy spokojnych, życiodajnych gwiazdach... - Rozmarzyła się...

Wstępne szacunki nie były niestety zbyt optymistyczne.
Naukowcy formułowali różne teorie i hipotezy. Część uważała, iż schronienie może im przynieść, ukrywanie się po przeciwległej stronie ich rodzinnej planety.
Zresztą, obecnie nie mieli i tak innego wyjścia. Miała nadzieję, iż w najgorszym wypadku, będą zmuszeni nadal żyć w orbitujących wokół planety, stacjach kosmicznych.
Zdążyli przywyknąć już do życia w cieniu swojego, kiedyś życiodajnego globu.
Nadal odwiedzali go i korzystali z dobrodziejstw z nim związanych, takich jak choćby, eksploatacja zasobów naturalnych. Po eksplozji jednak, wszystko może ulec zmianie.
- Znów te łzy... - Pomyślała zniecierpliwiona. Jej dzieci nie powinny widzieć, że płacze. Wkrótce wyjdą ze szkoły. Wspólnie zjedzą coś w jadłodajni
i wspólnie udadzą się do swoich skromnych kajut.

- Mam wspaniałą wiadomość! - Jej mąż grzmiał od śluz kajuty. - Zakwalifikowaliśmy się! Polecimy tam cała rodziną!
Dzieci doskoczyły do niego i rzuciły mu się na szyję. Ona nie wiedziała, co odpowiedzieć.
Słowa ugrzęzły jej w gardle.
- To wspaniała szansa na przetrwanie dla nas! - Objął ją i przytulił mocno.
Płakała. Tym razem już nie zważając na dzieci, płakała otwarcie.

Około pięciuset lat świetlnych od nich odkryto niepozorną gwiazdkę ciągu głównego, którą obiegało kilka planet. Naukowcy zwrócili szczególną uwagę na trzecią planetę tego układu. Sprawiała wrażenie stabilnej i miała niewielki księżyc. To ona stanowi cel ich podróży.

Pożegnanie z pozostającymi na stacji przyjaciółmi, resztą rodziny, było smutne i, pomimo usilnych starań, bardzo przygnębiające.
- Kiedyś i wam się uda. Też polecicie... - Wzajemne pocieszanie nie przynosiło żadnej ulgi.

Wyglądała przez niewielkie okno ich nowego statku kosmicznego. Lecieli wśród dziesięciu tysięcy wybrańców. Była jedną z ostatnich nadal przytomnych osób na pokładzie. Jej rodzina została już dawno ulokowana na swoich miejscach. Mają przed sobą kilkaset lat, zanim dolecą do celu. Ponad 99 procent tego czasu przehibernują w specjalnych komorach.
Wkrótce zaśnie i ona.
A co będzie potem...?
Czy uda im się dolecieć...?
Co lub kto, będzie tam na nich czekać...?
- Znów te łzy... - Pomyślała zniecierpliwiona, pogrążając się w coraz głębszym śnie...

niedziela, 13 sierpnia 2017

KRATER CHICXULUB

KRATER CHICXULUB

- Nie możemy tutaj się zapuszczać. Rodziciel nas strasznie ochrzani. – Ima wysyczał do Oma.
- Daj spokój. To tylko niewielki system planetarny na obrzeżach ramienia naszej galaktyki. Zwykłe peryferie. Nie ma tam nic ciekawego. Ale za to pełno jest fajnych, latających pomiędzy planetami, skał. Pogonimy się tam trochę. – Ima dotknął mackami ekran i skierował statek w kierunku planetoid, otaczających system planetarny. Oma, pędzący zaraz za nim swoim statkiem, zrobił to samo. Latali, zabawiając się trącaniem skał. Obserwowali, jak spalają się w górnych warstwach, potężnych gazowych olbrzymów. W końcu wlecieli w wewnętrzne strefy układu planetarnego.
- Oma, spójrz, na tej trzeciej planecie jest ciekawa atmosfera. Wlecimy zobaczyć co tam jest? – I nawet nie czekając na odpowiedź swojego mackowatego towarzysza, zaczął kierować swój statek w kierunku niebieskiej planety. Sprawnie omijali ziejące lawą, potężne wulkany. Ima podziwiał bogatą florę i faunę  planety.
- Jest tu bogate i urozmaicone życie. – W końcu zachwycony wysyczał do Oma.
- Nudy. Strasznie prymitywne kilkunastometrowe stwory. – Ten mu w odpowiedzi wysyczał.
- A widziałeś te malutkie, ssące pokarm rodzicieli stworki? – Nie odpuszczał Ima.
- Tak widziałem. Widziałem też kilkumetrowe latające stworzenia, oraz kilkudziesięciometrowe pływające w substancji wodnistej. Nic ciekawego. Prymitywne stworzenia i tyle. – Syknął Oma, gdyż miał już dość zachwytów Ima. - Lećmy stąd. Nudno tu. – Ima sycząco przytaknął swoją galaretowatą głową. Mackami nadali nowy kurs swoim statkom, które skierowali ku centrum galaktyki. Po drodze minęli potężną planetoidę, o średnicy ponad dziesięciu kilometrów, którą dla zabawy, kilka godzin wcześniej wybili, ze swojej orbity. Zmierzała ku trzeciej planecie układu planetarnego…

Epilog:

Uderzenie ciała niebieskiego, w wyniku którego powstał krater Chicxulub (w Zatoce Meksykańskiej na Półwyspie Jukatan), miało miejsce pod koniec kredy (66 milionów lat temu). Uważa się, iż zdarzenie to, połączone z wzmożonym wulkanizmem (który utworzył trapy Dekanu) było powodem wymierania wielu grup zwierząt (m.in. potężnych gadów władających ówcześnie Ziemią). Z czasem nisze, powstałe po ich wymarciu, częściowo zdołały wypełnić niepozorne ssaki, z których po milionach lat ewolucji, wyłoniła się linia homo sapiens…

niedziela, 6 sierpnia 2017

TEORIA HIPERPRZESTRZENI

TEORIA HIPERPRZESTRZENI

Spacer nadbałtycką plażą był dla niego, jak zwykle, bardzo wyczerpujący. Wpatrywanie się w morską toń, przywoływało wspomnienia, a te wywoływały ból. Niestety, nie mógł nic na to poradzić. Wypatrywanie takich nieszczęśników jak on, poszukiwanie dowodów i odpowiedzi, od kilkunastu już lat, było jego celem…

…VIII wiek. 17 letni Eryk żeglował właśnie wraz ze swym ojcem na byrdingu. Celem ich podróży handlowej był słowiański Wolin. Pogoda dopisywała im wspaniale. Eryk postanowił wyskoczyć za burtę, aby nieco orzeźwić się w wodzie. Wtedy to się stało…

…Wpadł do wody z dużej wysokości, o mało nie tracąc przytomności. Szybko się otrząsnął z pierwszego szoku. Rozejrzał się wkoło. Po byrdingu ojca nie było śladu. Rozejrzał się ponownie na wszystkie strony. Nigdzie nie dostrzegł łodzi. Nie wierząc własnym oczom, zaczął krzyczeć z całych sił. Ale nikt mu nie odpowiedział. Jak szybko zdołał, zebrał rozbiegane myśli. Nie miał problemu z utrzymaniem się na wodzie. Ojciec, wytrawny wiking, zadbał o odpowiednie przygotowanie syna do życia. Ale nawet najwytrawniejszy pływak, nie zdoła dotrzeć do Wolińskiego brzegu, z miejsca, gdzie znajdowała się obecnie ich łódź. Eryk postanowił jednak płynąć. Pozostanie tutaj było równe śmierci…

…Kilka godzin później wyłowiła go załoga niewielkiego kutra, która wracała z całodziennych połowów, do przystani rybackiej w Mielnie - Unieściu…

…Wkoło niego kręciły się postacie w białych ubraniach. Był podpięty do jakichś maszyn, które wydawały dziwne dźwięki. Nie rozumiał języka w którym rozmawiano, jedyne co rozpoznawał, to pojedyncze słowa i niektóre sformułowania. Usłyszał i zapamiętał tylko jedno, ale za to wielokrotnie powtarzane słowo: „amnezja”, chociaż dopiero kilka miesięcy później, zrozumiał, co ono oznacza. Kręciło mu się od tego wszystkiego w głowie. Czuł się zupełnie zagubiony w tej nowej rzeczywistości, w jakiej się niespodziewanie znalazł…
Po wielu tygodniach psychicznej walki, w końcu powoli zaczął się godzić z nową sytuacją i postanowił podjąć próbę zaadoptowania się do nowej rzeczywistości XXI wieku...

Na teorię hiperprzestrzeni trafił przypadkiem, kilka lat później. Kiedy kończył studia z fizyki i astronomii, ktoś mu ją podsunął. Skrupulatnie przeanalizował jej główne założenia. W końcu natrafił na jakiś ślad, który potrafił sensownie wytłumaczyć, co się wydarzyło tamtego feralnego dnia. Samego przelotu przez tunel czasoprzestrzenny nie pamiętał, tylko bolesne uderzenie w taflę wody.

Teraz codziennie spacerował plażą w Mielnie, przyglądał się bacznie ludziom i lustrował taflę wody. Może nie był pierwszy, którego wchłonął tunel czasoprzestrzenny. Może przed nim byli inni, a po nim będą następni. Czasami wypływał swoim kutrem rybackim w morze, w miejsce, gdzie jak sądził, to się wydarzyło. A może ktoś właśnie płynie zszokowany do brzegu, jak on kilkanaście lat temu… Pogodził się już z tym zrządzeniem losu. Teraz miał misję odszukania podobnych sobie, o ile istnieli…

Cytaty:
 „…Chociaż tunele stanowią fascynujący temat badań, najbardziej chyba intrygującym pojęciem, jakie może się wyłonić z dyskusji o hiperprzestrzeni, jest kwestia podróży w czasie…”
„…Przeważnie uczeni nie mieli zbyt wysokiego mniemania o kimś, kto poruszał kwestię podróży w czasie. Przyczynowość […] jest silnie zakorzeniona w podstawach nowożytnej nauki. Jednak w fizyce tuneli pojawiają się efekty „nieprzyczynowe”. Musimy wręcz robić dodatkowe silne założenia, aby zapobiec możliwości podróży w czasie…”

Źródło:
Michiko Kaku, 1997. Hiperprzestrzeń Wszechświaty Równoległe, Pętle Czasowe i Dziesiąty Wymiar. Na Ścieżkach Nauki. Prószyński i S-ka. Warszawa 1997. s.42.