METEORYT GDYNIA
„Ona” wiedziała, że najtrudniejszym etapem będzie przelot w atmosferze. Niska temperatura nie była dla niej zabójcza, choć znacząco ją spowalniała. Ale w wysokiej nie miała szans. Zresztą, mało który organizm miał. Krążyła w przestrzeni kosmicznej od kilku tysięcy lat, osłonięta we wnętrzu niewielkiej, żelazo-niklowej planetoidy. Odkąd „Jej” skała weszła na bardzo wydłużoną paraboliczną orbitę okołoziemską, miała szansę przypatrywać się temu, co dzieje się z nowo powstającą tam cywilizacją ludzką. Od kilkudziesięciu lat również mogła ją podsłuchiwać. „Jej” nowa cywilizacja weszła bowiem w nowy etap, w którym poznała i wpływała na rozchodzące się w przestrzeni zaburzenia pola elektromagnetycznego. „Ona” była pełna podziwu i z zachwytem obserwowała, jak ludzka wiedza ewoluuje i w jakim tempie się rozwija. Po poprzedniej cywilizacji nie było już śladu, nie licząc kilku ruin, pozostałości po monumentalnych budowlach. Nie sądziła, że to tak szybko się tutaj skończy. Przemierzając Układ Słoneczny, we wnętrzu małej planetoidy, z nostalgią wspominała humanoidalne istoty, poprzedników obecnej cywilizacji ludzkiej. A może nawet ich protoplastów? Były to istoty piękne, inteligentne i wyniosłe. Były wspaniałymi symbiontami. Mutualizm, jaki je łączył, czyli „Ją” i „Jej podobnych”, z tymi humanoidami, był jedyny w swoim rodzaju. Ilość wzajemnych korzyści, wprost nieograniczona. Dzięki obecności w ich organizmach „Jej” i „Jej podobnych”, humanoidy te zyskały odporność, siłę, zdrowie, długowieczność… „One” natomiast mogły świadomie istnieć i się rozmnażać. Świadomie, ale bez większego wpływu na podejmowane decyzje i zachowania humanoidalnych istot. Współistnienie sprawiało, że zarówno „Oni” jak i humanoidzi, rośli w siłę. Dzięki długowieczności, ówcześni „Symbiotyczni Ziemianie”, uzyskali zdolność przemierzania olbrzymich odległości w przestrzeni kosmicznej. Ich cywilizacja sięgała planet innych gwiazd. Aż w końcu odlecieli… Zapominając o Ziemi. Pozostawiając, rozsiane tu i ówdzie, w skałach międzyplanetarnych lub na powierzchni planety, resztki symbiontów...
Przelot przez atmosferę był dla „Niej” traumatyczny. Im bardziej zewnętrzne strefy pędzącej skały ulegały stopieniu, tym szybciej musiała przenikać do jej wewnętrznych stref. Prześlizgiwała się pomiędzy granicami ziaren i mikro-spękań ku centrum. Już wcześniej próbowała szacować, gdzie i kiedy nastąpi wlot w atmosferę oraz gdzie „Jej” skała ma szansę wylądować. Z tych przewidywań wyszło, że będzie to północna półkula. Przy odrobinie szczęścia, „Jej” skała może nawet wleci do wody…
Cudowna wilgoć. To pozwoliło „Jej” odżyć. Unosiła się na powierzchni wody, niczym bezbarwna galaretka. Swojego Symbionta wybrała spośród wielu, którzy kąpali się w strefie przybrzeżnej. Gdy zobaczyła tę Małą Dziewczynkę, zrozumiała, że są sobie przeznaczone. Udało jej się szybko i niezauważenie zagnieździć w ciele Małej. Od teraz istniały Obie w cudownej symbiozie…
Kiedy lekarze tłumaczyli matce małej Ani, co oznaczają wyniki badań córki, była zszokowana i jednocześnie niewyobrażalnie szczęśliwa. „Organizmowi udało się zatrzymać i zwalczyć nowotwór…” – Brzmiała diagnoza. „Turnus rehabilitacyjny nad brzegiem Bałtyku zdziałał cuda…”. – Matka Ani nie mogła powstrzymać łez. We wrześniu Ania wróciła do szkoły i w ciągu roku nadrobiła zaległości z dwóch klas. Choroba nigdy nie powróciła…
…66-letnia już Anna, obecnie profesor astronomii, nadal nie zwalniała tempa. Niedawno wróciła z kilkudniowego pobytu na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Teraz, wraz z córką, która jest biologiem i jednocześnie astronautką, przygotowywały wnuczkę do wylotu do Indii. Ta 20-letnia dziewczyna, też zresztą Anna, dostała posadę w Indyjskiej Organizacji Badań Kosmicznych. Będzie tam kontynuować studia z astrofizyki oraz prowadzić własne prace badawcze. Już teraz były ciekawe, jakie przyniesie to korzyści dla ludzkości. – Może polecę kiedyś na Marsa? - Zamarzyło się młodziutkiej Annie. - A może dalej? Kto wie? - Snuła przypuszczenia babcia. I czuła, że nie są to tylko czcze proroctwa…
Epilog
Był 21 stycznia 1959 roku. Około godziny 5 rano pracownicy Portu w Gdyni zaobserwowali spadającą kulę ognia. Kosmiczna skała najprawdopodobniej przetrwała przelot w atmosferze i wpadła do basenu portowego. Pomimo intensywnych poszukiwań, meteoryt do dnia dzisiejszego nie został odnaleziony.
Źródło informacji zawartych w Epilogu: http://wiki.meteoritica.pl/index.php5/Gdynia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz